Fototerapia i helioterapia – leczenie światłem
Przed nami coraz cieplejsze dni, coraz więcej słońca i właśnie z tej okazji jest dzisiejszy artykuł – o ciepłych promieniach słonecznych, które potrafią leczyć.
Wszystko jest trucizną, decyduje tylko dawka – Paracelsus, legendarny XVI-wieczny szwajcarski lekarz.
Wystawianie się na promienie słoneczne jest kolejnym tematem, przy którym ścierają się różne poglądy specjalistów i naukowców. Z jednej strony wiemy, że słońce szkodzi – powoduje ono m.in. alergie, przyspiesza proces wysuszenia i starzenia się skóry, powoduje poparzenia a nawet raka. Z drugiej jednak strony w czasie jesieni i zimy z niecierpliwością czekamy na ciepłe wiosenne i letnie dni, kiedy promienie słońca ciepło nas otulają. Słońce poprawia nastrój – to wiemy i czujemy wszyscy, natomiast jest jeszcze kilka korzyści. Odpowiednie dawki słońca świetnie radzą sobie z trądzikiem, łuszczycą, łupieżem, poprawiają odporność, przyspieszają przemianę materii, wzmacniają kości, zwiększają odporność, łagodzą depresję poporodową, zespół napięcia przedmiesiączkowego. Dziedzina, która zajmuje się leczeniem światłem, nazywa się fototerapią.
Czym jest fototerapia?
Fototerapia w najprostszej postaci jest procesem wystawiania ciała (człowieka lub zwierzęcia) na lecznicze działanie światła. Promienie świetlne uruchamiają serię procesów biochemicznych, które w odpowiednich warunkach potrafią pomóc pacjentowi. Fotofizyczne zjawisko absorpcji światła uruchamia serię procesów i reakcji, które skutkują najróżniejszymi rezultatami, na przykład rozwojem roślin, specyfiką wzroku zwierząt, rytmem okołodobowym czy opalenizną. Niepowtarzalną cechą fototerapii jest to, iż światło działa jak potężny lek – pisze Leonard I. Grossweiner w książce The Science of Phototherapy
Ciekawostką jest to, że fototerapia była powszechnie stosowaną dziedziną medycyny w pierwszej połowie XX wieku. Wiele osób miało na prywatny użytek kolorowe lampy do leczenia światłem, natomiast ci, których było stać, wyjeżdżali do „uzdrowisk słonecznych”. Jednym z najpopularniejszych zastosowań fototerapii jest leczenie żółtaczki u noworodków. Odkryła to przypadkowo w 1857 roku pielęgniarka pracująca w szpitalu Rochford w angielskim hrabstwie Essex. Zauważyła ona, że żółtaczka u noworodków szybko mijała w dobrze oświetlonych częściach oddziału.
Za ojca współczesnej fototerapii uznaje się duńskiego fizyka Niels’a Finsen’a. Opracowana przez niego forma fototerapii, polegająca na emitowaniu skoncentrowanego światła UV, została od tamtego czasu zaadaptowana do leczenia trądziku, bielactwa nabytego, a w szczególności łuszczycy.
Helioterapia
Jednym z rodzajów fototerapii jest helioterapia, czyli leczenie słońcem. Podnosi ono poziom witaminy D w organizmie, wpływa pozytywnie na płodność, łagodzi objawy depresji. Według doktora Michael’a F. Holick’a wystarczy 10-15 minut kąpieli słonecznej, kilka razy w tygodniu, aby uzupełnić niezbędną, wymaganą dawkę witaminy D. Co ciekawe dr Holick mówi, że na kontak t ze słońcem powinny być wyeksponowane głównie kończyny, nie twarz. Ludziom radzi się, by przyswajali witaminę D, wydając pieniądze na odpowiednie jedzenie i suplementy, spożywając dodatkowe kalorie i substancje chemiczne, podczas gdy w gruncie rzeczy wystarczy wyjść na dwór, poćwiczyć, nacieszyć się słońcem i zadbać o to, by w przypadku dłuższej ekspozycji użyć kremu z filtrem ochronnym.
I znowu teoria spiskowa…
Czasem zastanawiam się czy to przypadek, nadmierne zaufanie i bezkrytyczne podejście do wyników niektórych eksperymentów naukowych, czy rzeczywiście ktoś (koncerny farmaceutyczne, kosmetyczne, spożywcze?) blokuje nam dostęp do wiarygodnych źródeł informacji i naturalnych sposobów leczenia. Czytając książkę „Słoneczny kataklizm” dowiadujemy się, że dr Holick, orędownik fototerapii został zwolniony ze stanowiska profesora na wydziale dermatologii szkoły medycznej przy Uniwersytecie Bostońskim. Dlaczego? Bo zalecał rozważny kontak t ze światłem słonecznym. Wspólnie uzgodnione na użytek publiczny zalecenia dermatologiczne są takie, by ograniczać, a nie promować wystawianie ciała na działanie słońca. Należy przy tym uświadamiać ludzi co do zagrożeń, a nie korzyści związanych z promieniami słonecznymi...
Wśród chaosu różnych, często sprzecznych informacji, najbardziej rozsądne wydaje się podejście, które można określić jednym słowem: „umiar”.
Więcej o ciekawostkach fototerapii i roli słońca w naszym życiu w książce „Słoneczny kataklizm”.